Lato nie jest wprawdzie moją ulubioną porą roku...

...a samochód formą transportu...

...ale ogniskiem z gitarą przekonywać długo nie trzeba.

No i żarciem :)

Rosół gotował się chyba z 3 godziny! Ale jaka profeska ;) Na kościach, ze wszystkimi warzywami, prawdziwa praca zespołowa ;)

BTW - zdjęcia w tym albumie są autorstwa różnych osób; przy powiększeniu można zobaczyć w nazwie pliku czyje jest zdjęcie. Ja np. lisa nie mam, bo mi się nie chciało tego dnia brać aparatu :-/

Na trasę ruszaliśmy zwykle dopiero wieczorem i kończyliśmy w środku nocy.

Po drodze oglądając perseidy.

I śpiąc w może odrobinę dziwnych miejscach ;)

Poranne ćwiczenia :D

Kolejny nocleg, i kolejna potrawa ;)

Garnek zakupiony w drodze, w cenie 27zł + 13zł za pokrywkę. To był dobry garnek ;)

Kolejne miejsce noclegu. Rano z Eweliną idziemy na wschód słońca, reszta śpi.

Niedźwiedź. Myśleliśmy, że też może poszedł oglądać wschód słońca, ale nie było go...

A reszta nadal śpi.

Autostrada do Dydiowej ścięła nas z nóg.

Backup listy rozliczeniowej ;)

Przegryzka.

Poranna kąpiel...

Menu przegryzkowe...

Totalna abstrakcja :)

Wyrównywanie terenu pod kolejny nocleg.

Naleśniczek... (ble fuj rzygi)

Wstrząśnięci efektem tego zdjęcia, znalezionego u Eweliny w aparacie, wszyscy zechcieli mieć takiego samo...

...co będzie widać już chyba na każdym zdjęciu aż do końca tego albumu.