Austria: Ferraty i Grossglockner
Niecały tydzień w Alpach. Spacer paroma drogami wspinaczkowymi (via ferrata) oraz wejście na Grossglocknera.
Parę miejsc i noclegów zaznaczyłem na mapce powyżej. (Starałem się ustawić dostęp na anonimowy, ale jak testowałem to Google i tak kazał się logować, nie wiem dlaczego.)
Transport
Wybraliśmy się ekipą 6-osobową, samochodem z Polski. Podjeżdżaliśmy wszędzie samochodem, co było dość wygodne. Nie wszędzie kursowały busy (np. pod Grossglocknera z Fusch jeździły bodajże tylko 2 razy w tygodniu).
Noclegi
Większość nocy spaliśmy na kempingu w Fusch, ale jedną noc też w schronisku pod Grossglocknerem (część ekipy w innym schronisku), a jedną machnęliśmy się na wypasiony apartament w Dienten.
Noclegi nie są tanie, ale ponieważ Austria to jednak nie Ukraina, więc nie namawiałem nikogo na spanie na dziko.
Ferraty
Celem wyjazdu były przede wszystkim via ferraty, choć ostatecznie niestety wyszło ich dość niewiele, bo odwiedziliśmy tylko 4 miejsca z ferratami.
Co prawda, to był mój pierwszy wyjazd na ferraty - i bardzo mi się taki typ chodzenia podobał - lecz wszystkie trasy, jakie odwiedziliśmy, były bardzo krótkie. Najszybsi z nas robili je często w 1/3 oficjalnego średniego czasu przejścia, czyli zwykle niedłużej niż pół godziny. Nawet jeśli w jednym miejscu były 3 ferraty, to zrobienie wszystkich zajmowało nam godzinkę, a resztę dnia spędzaliśmy inaczej.
Najdłuższej ferraty Austrii - Konigsjodlera - niestety nie zrobiliśmy, z różnych powodów. Rozpaczam do dziś ;) Konigsjodler oficjalnie zajmuje 5 godzin, więc może uwinęlibyśmy się w dwie? Pochodziliśmy sobie jednak w samym regionie Hochkonig, który jest piękny.
Najładniejszą ferratą jaką zrobiliśmy była Kitz Klettersteig. Bardzo ładnie położona i relatywnie długa. W dole cały czas przepaść i górski strumień z wodospadami. No i sporo gapiów, bo cały teren jest poprzetykany tunelami i mostkami dla turystów. Polecam!
Grossglockner
Zdobywanie najwyższego szczytu Austrii nie było planowane, ale Alina ma dar perswazji. ;> Weszliśmy na szczyt we dwójkę, podczas gdy reszta ekipy zrobiła sobie krótszy trekking w okolicy.
(Dzień 1)
Przybliżoną trasę naszego wejścia zaznaczyłem na mapce (na górze). Podobno nie jest to trasa najkrótsza, ale dość łatwa. Łącznie w dwie strony uwinęliśmy się spokojnie w dwa dni. Spaliśmy w schronisku pod szczytem.
Pierwszego dnia startowaliśmy późno, chyba około 12-tej, więc do schroniska dotarliśmy dopiero o zachodzie słońca. Trochę odetchnęliśmy z ulgą, bo widoczność mieliśmy praktycznie zerową. Dopiero przy schronisku wyszliśmy ponad chmury.
Niestety mój głupi aparat wtedy właśnie postanowił zamarznąć i odmówić współpracy, przez co żadnego zdjęcia z zachodu słońca ani Grossglocknera nie mam, ale wrzucam do albumu parę zdjęć, które zrobiliśmy potem małpą Aliny.
Schronisko pięknie położone, drogie i obowiązuje w nim zakaz jedzenia własnego prowiantu. Było też zatłoczone, bo prognoza na następny dzień była piękna.
(Dzień 2)
Sama końcówka - czyli trasa od schroniska na szczyt - była fatalna. Sto ludzi pchało się na szczyt lub ze szczytu, podczas gdy my staliśmy w korkach.
Palików do asekuracji było dość mało, a my byliśmy związani tylko we dwójkę, więc jak już dane nam było ruszyć dupy, to sami też pewnie w korkowaniu byliśmy niezgorsi. Dobrze, że przynajmniej pogoda drugiego dnia dopisała i mogliśmy wygrzewać się w słońcu (choć w niekoniecznie wygodnej pozycji).
Zeszliśmy tą samą trasą, którą weszliśmy. Niestety mój aparat nie działał cały ten dzień i połowę następnego. Może pora upgradować?
Jak widać, Alina była gotowa do wspinaczki już przed wyjazdem z Polski. Poniekąd, mogło to wynikać z faktu, że w samochodzie na kask nie było już po prostu miejsca.
Kemping w Fusch. Więcej zdjęć nie ma, bo bezpośrednio po zrobieniu tego jednego, przystąpiłem do dekompresji samochodowej - tzn. taczania się po ziemi i powtarzania "ał".
Sama tama i widoki z niej robią jednak wrażenie. Może nie takie, żeby codziennie ów wydatek 20 euro chcieć powtarzać, ale raz można.
Po szybkim rozpracowaniu ferrat zrobiliśmy sobie jeszcze spacer po okolicy. Gdzieś na horyzoncie zobaczyliśmy mały lodowiec i stwierdziliśmy, że "chcemy go".
To jest właśnie wspomniana przeze mnie w opisie (wyżej) ferrata Kitz. Bardzo fajna i bardzo polecam.
Droga na Grossglocknera. Podjeżdżamy nią ponad 1000 metrów w górę. Wybudowana specjalnie dla turystów, a co za tym idzie - mocno płatna. Za jednodniowy wjazd płaciliśmy bodajże 33 euro.
Tłum na trasie. Nie widać tego na zdjęciu, ale przejście było tu wąskie i w wielu miejscach były korki.
Schron, gdzieś po drodze. Gdyby mieć więcej czasu, to prawdopodobnie możnaby spać i tutaj (to niestety dość daleko od szczytu).
A to już Deinten w regionie Hochkonig. W górach na horyzoncie znajduje się najdłuższa Austriacka ferrata - Konigsjodler.
Nie było wielu opcji noclegowych, więc rzuciliśmy się na apartament z widokiem. Jak burżuazja, to burżuazja.