Weekend majowy w Beskidzie Niskim
Majówka z warszawskim SKPB. Tym razem w trybie "schroniskowo-stodołowym". Trochę zdjęć ze słowackiej części Beskidu Niskiego.
Nie wiem czemu to zdjęcie tu jest. Ale niech już jest, skoro jest. Pomińmy to milczeniem... I przejdźmy, do głównego toku narracji. Eeekhm... A więc:
Tegoroczny wypad "kulinarny" w Beskid Niski okazał się być cholernie popularny. Na trasie było chyba ponad 30 osób... :-/ (Na zdjęciu: część ekipy.)
Dlaczego? Pewno dlatego, że nie był nawet namiotowy! Spaliśmy w trybie "stodołowym". Tzn. szukaliśmy gospodarzy, którzy pozwolą nam kimać ze swoimi krowami itp. Na zdjęciu: Stodoła (za Asią).
Wiem, powieniem był zrobić choć jedno konkretniejsze zdjęcie tej naszej stodoły (cerkwie każdy widział, za to taka stodoła - łohoo...!), ale przy tak licznej ekipie, krótko mówiąc, "nie mam weny"... więc przepraszam wszystkich, którzy liczyli na jakieś "wypasione" fotorelejszon - nie tym razem ;>
W tym schronisku chcieliśmy spać, ale się nie pomieściliśmy. Za to każdy miał szansę postać godzinkę w kolejce po piwo - też fajnie!
Ostatniej nocy odłączyłem się od ekipy. Oni poszli na ześrodkowanie ("hurra! zamiast 30 osób będzie 300!".. no kurwa...), ja polazłem z namiotem na Słowację.
Generalnie nie lubię chodzić po górach sam, ale - w tym konkretnym przypadku? Srałem z radości. (Hmm, niektórzy już słyszeli historię o moim PIT-cie, a innym nie powiem, bo i tak nie uwierzą...)
Spałem w dość stromym jarze, trochę poniżej dolnej krawędzi tegoż zdjęcia. Było ciasnawo (alias "przytulnie") - ognisko, namiot i strumień generalnie miałem w jednym miejscu. Takie samotne ognisko okazało się mieć sporo plusów (np... nie trzeba się ubierać - no kurde, zajebiste!).
I nawet zdjęcia zacząłem w końcu robić (tudzież - jeśli ktoś preferuje fajne kiczowate zwroty - WENĘ byłłem odzyskałłem!!). Właściwie 2/3 zdjęć z tego albumu zrobiłem podczas tych paru godzin, gdy łaziłem sam. (Nie wiem, czy to dobrze świadczy o mojej psychice, ale ch.. z tym - i tak nigdy nie byłem szczególnie normalny.)
A to już cmentarz w Radocynie. Jakoś strasznie go lubię, jak i całą górną część doliny Radocyny... Ma kurcze ten klimat...