Norwegia - wyprawa na Trolltungę
Namiotowa, 7-dniowa wyprawa w okolice Bergen, m.in. znaną Trolltungę - wiosną szlak prawie nieuczęszczany.
Decyzja o wypadzie do Norwegii była dość spontaniczna, po prostu zobaczyliśmy ceny lotów i stwierdziliśmy, że czemu nie? Potem dopiero zbierała się ekipa, właściwie każdy zapłacić za przelot zupełnie inną cenę, i to wcale nie koniecznie kto pierwszy ten lepszy...
Czas: Wybraliśmy się na 7 dni. Wg prognoz jakie oglądaliśmy, maj i czerwiec były najlepszymi miesiącami na odwiedzenie okolic Bergen (wtedy po prostu najmniej pada). No i prognozy się sprawdziły całkiem nieźle, bo niemal przez cały tydzień mieliśmy słońce - jak na te okolice niebywałe!
Koszty: Udało nam się zamknąć w okolicach 600-700zł, z przelotem. Norwegia jest droga, więc trasę planowaliśmy tak, żeby dużo się nie przemieszczać tamtejszym, drogim transportem. Jedzenie całe wzięliśmy ze sobą, choć i tak każdy wydał coś na miejscu (piwo w sklepie kosztuje jakieś 15zł...)
Miejsca: Bergen - Odda - Trolltunga - Odda - Bergen - mało znane fiordy w okolicach Bergen - Bergen.
Przelot Gdańsk-Bergen-Gdańsk: Akurat Wizzair zmieniał sobie regulaminy, niektórzy mogli wziąć 15kg bagażu, inni 32kg, niektórzy płacili za przelot 200, inni 350. Ogólnie można przyjąć, że przelot w dwie strony kosztował nas 300zł.
Bergen
W okolicach lotniska w Bergen okazało się być sporo miejsc, na których bez większego problemu można rozstawić na dziko namiot. Ponieważ przylecieliśmy późno, więc nas to bardzo ucieszyło. Pierwszy nocleg i pierwsze doświadczenia z białymi nocami.
Z lotniska do centrum kursuje Airport Bus, drogi, 90 koron (90 NOK = 45 PLN). W dni powszednie o sensownych porach podobno da się jechać innymi autobusami (nie mieliśmy możliwości sprawdzić).
Z samego rana zwiedzamy trochę Bergen, potem szybko ruszamy do Oddy, musimy przed wieczorem znaleźć nocleg w górach.
Trolltunga
Bus do Oddy kosztuje około 220 NOK (110zł). Z Oddy idziemy z buta do Tyssedal - to jakieś 5km, ale nie zawsze jest chodnik, tubylcy dziwnie się patrzą z samochodów, szczególnie w tunelach ;) W Tyssedal odbijamy w górę. Spotkany Norweg poleca tam nieoznaczoną trasę (szlak turystyczny, zamknięty z powodu częściowego zasypania). Polecamy tę trasę! Aby na nią trafić, należy przejść przez most linowy schowany za boiskiem piłkarskim. Boisko znajdziecie idąc zwykłą samochodową trasą w kierunku jeziora Ringedalsvatnet.
Dojście na Trolltungę nie jest wymagająe, ale na początku czerwca może być trochę utrudnione. Mieliśmy problemy z rzekami i dużą ilością śniegu i lodu, który miejscami pękał, trzeba było trochę uważać, żeby się nie zmoczyć. Bez GPSa ciężko byłoby też znaleźć szlak (nie widzieliśmy żadnych oznaczeń ani śladów innych turystów).
Łącznie spędziliśmy w rejonie około 4 dni. Z Tyssedal wzięliśmy bus do Oddy, następnie do Bergen. A z Bergen koleją dostaliśmy się do Trengereid (~50 koron).
Trengereid
Z Trengereid zrobiliśmy 3-dniowy trek górami do Vaksdal, skąd znów koleją wróciliśmy do Bergen (~50 koron).
Tereny Trengereid i Vaksdal nie są z niczego znane, chcieliśmy po prostu zrobić coś niestandardowego. Początkowo szliśmy jakimś szlakiem (to była niespodzianka, że jakiś szlak tam był!), potem już tylko na przełaj. Mimo, że nieznany, też piękny, choć podmokły teren. W niższych partiach lepsze drewno na ognisko, w wyższych, podmokłych, trochę trudniej. Właściwie nie ma co tu więcej opisywać, lepiej zobaczyć zdjęcia niżej.
Zdjęcia standardowo w kolejności chronologicznej. Miłego oglądania ;)
A to już Bergen (po noclegu w okolicach lotniska i przejeździe Airport Busem). Miasto na liście UNESCO, miło chwilę się przejść, choć nam 3 godziny wystarczyły, aby mieć go dość.
Spacer Odda-Tyssedal odbyliśmy częściowo w tunelu. Na szczęście w dłuższych tunelach jest chodnik na poboczu.
Boisko za którym należy szukać początku zamkniętego szlaku. (Być może w chwili, gdy to czytasz szlak jest już otwarty i oznaczony.)
Obóz rozbiliśmy w miejscu, w którym był dość wyraźny zakaz rozbijania obozu (jeziorko Vetlavatnet). Zdaje się, że dotyczył od jednak innej pory roku, bo w okolicach nie było ani turystów, ani też nikogo, kto mógłby nas upomnieć.
Z kolejki nie skorzystaliśmy (swoją drogą instrukcja korzystania jest dość zabawna, jeśli dobrze zrozumieliśmy, to trzeba gdzieś zadzwonić, żeby ktoś nam włączył).
Tak czasem wyglądała droga o tej porze roku. Czasem trzeba trochę pokombinować, żeby się nie umoczyć.
Po jakimś czasie zdecydowaliśmy zostawić rzeczy i iść na Trolltungę na lekko. Świetne miejsce na nocleg, tylko ogniska trochę brakowało.
To był jedyny dzień, podczas którego zepsuła się pogoda. I znów mieliśmy farta, bo cały prawie dzień spędziliśmy w autobusach i pociągach ;)