A więc. Pewnego pięknego (taa) dnia: 1. Modelka...

1. Geokretówna z ADHD...

1. Szpieg, podobno z Wrocławia, ale kto ją tak naprawdę wie...

1. Taki jeden rozwrzeszany babol wielbiący róż...

1. Makłowicz...

1. oraz ja, w roli niby-kierownika...

...pojechaliśmy na sylwestra w góry...

...w wyniku czyjegoś ADHD zahaczając o niejaki Kozubnik (patrz wiki). [zdjęcie chyba Mariusza]

W skrócie: opuszczone hotelowe podobojowisko, ze sporą dozą "klimatu".

...i z całkiem akceptowalnymi deniwelacjami.

Widoczki może nie specjalnie piękne (pogoda średnia)...

...ale i tak - niektórych zmuszające do samotnej kontemplacji...

...a innych... do pichcenia zupki chińskiej. (hmmf)

W sumie to nie wiem, czy oryginalny Makłowicz miał choć raz taką miejscówę.

No i tak siedzimy, bo czasu do autobusu sporo. Foty, gnioty...

po lewo nic, po prawo nic...

Aż się zaczęło nudzić...

(tym z ADHD nudzić zaczyna się najwcześniej)

Zdaniem ogółu, Głowa okazał się być dużo lepszą modelką ;)

i raaz

i dwaa

ale niee, ADHD nie daje za wygraną..

taa

Gniotów ciąg dalszy.

Się poważnie zastanawiałem, czy się nie legnąć na minutkę... ;) [byliśmy po całonocnej podróży!]

[chyba Mariusza]

[chyba Mariusza]

A no tak. Kozubnik był przez przypadek, tak naprawdę liczył się cache ;)

Tego samego dnia (31 grudnia) wieczorem. U stóp gór zaskoczyła nas grubość pokrywy śnieżnej - jak na zdjęciu...

Więc postanowiliśmy kupić trochę więcej paliwa, co by nie paść z wycięczenia po drodze przez te zaspy...

...już nie mówiąc się o atakach tubylców!
[ A tak serio - trafiliśmy na bardzo lokalny zwyczaj o nazwie "Dziady żywieckie" lub Jukace (wiki). Ciekawostka. ;) ]

[zdj. Głowy]

Idziemy wyżej i wyżej, a śniegu nie ma. Do tego grupa mi zaczęła marudzić już po 2 godzinach, że mają dość. :-> Ech, nawet ADHD marudziło...

Sylwester odbył się w stylu błotnym. Z półtora-godzinną wycieczką po wodę z butelkami, dwugodzinnym rozpalaniem ogniska, padającym śniegiem (było trochę!), grzanym winem i nawet szampanem (!) 0,3 litra (nie wiedziałem że takie robią!?). Standardowe sylwestrowe imprezy wymiękają, ja tak chcę co roku! ;)

Rano.

Co prawda leniwie...

...ale wszyscy się jakoś spakowali...

i wylądowali... KURDE - na hali miziowej....

Aaaaarghhh...

ładne mi ADHD...

To nie ja ten dymek dorabiałem tylko Krycha, ale w sumie trochę się zgadza ;)

Na szczęście udało mi się namówić ekipę, żeby nie zostawać kolejną noc i przejść się chociaż kawałek dalej (do Hali Górowej).

No i ruszyliśmy, dźwigając te wszystkie ciężkie, posylwestrowe baloniki itp.

a że było wcześnie..

skoczyliśmy jeszcze na Pilsko

Taa... piękne, szerokie uśmiechy (tajemnica fotografa - tak szczere uśmiechy wychodzą tylko jak się stoi gębą pod wiatr)

Modelka, kolejna odsłona ;)

Powrót. Trochę bardziej relaksacyjny...

(a nawet JESZCZE bardziej relaksacyjny)

No i powrót (każdy wracał inaczej, wydłużając trasę nawet o 5 godzin - właściwie, to chyba wszyscy trafili po zmroku.... hmmm.... to skąd to zdjęcie?)

yyy... no dobra. Teraz już WIEM, że coś jest nie tak z chronologią tej galerii ;) To zdjęcie (i to poprzednie) powinno być tak z 15 zdjęć wcześniej. No ale Wy tego nie wiecie, albo i tak Was to nie obchodzi, więc co ja się tu będę produkował. ;)

Obiad tym razem na palenisku na Hali Górowej.

(Gospodarz Boguś - osobnik z czołówką w tle.)

Niektórzy przysypiali.

Inni biegali. (Kesz był w okolicy)

Jeszcze inni się lenili (ja chyba najbardziej)

Rysunek Renaty
(przy okazji widać, jak w bardzo różny sposób manifestuje się ADHD).